Koronawirus

Wokół testów w kierunku rozpoznania SARS-CoV-2 narosło wiele mitów. Jeden z nich dotyczy negatywnego wyniku i przekonania, że daje on stuprocentową pewność co do braku zakażenia koronawirusem. To nie tylko złudne, ale i niebezpieczne myślenie. Okazuje się, że można być zainfekowanym, choć test tego nie wykaże, i zarażać innych. W jakich sytuacjach tak się dzieje?

W niektórych przypadkach testy na koronawirusa dają negatywny wynik, mimo że organizm jest zainfekowany

Duże znaczenie dla wyniku badania ma jakość testu, pracy laboratorium oraz analizowanej próbki

Według amerykańskich naukowców, test wykonany tuż po zarażeniu, przed wystąpieniem objawów, będzie w 100 proc. przypadków fałszywie negatywny

W drugim tygodniu infekcji bardziej wiarygodny wynik może dać badanie materiału pobranego nie z nosogardzieli, a z oskrzeli

Wzrost zakażeń koronawirusem pociągnął za sobą nie tylko lepszy dostęp do diagnostyki, ale i większe zainteresowanie wykonaniem testu na obecność patogenu w organizmie. Testom poddają się już nie tylko osoby, które wykazują charakterystyczne objawy COVID-19, ale także te o symptomach mniej typowych (by rozstrzygnąć, czy to SARS-CoV-2, czy inna infekcja, jak przeziębienie czy grypa) lub całkowicie bezobjawowe (bo miały kontakt z osobą zakażoną, z pozytywnym wynikiem testu). Osobną grupę stanowią pacjenci, którzy decydują się na sprawdzenie, czy ich organizm produkuje już przeciwciała skierowane przeciwko koronawirusowi, podejrzewając, że mogli już przejść wywołaną nim chorobę, nie odczuwając żadnych jej symptomów.

Będzie więcej testów na COVID-19? Więcej lekarzy będzie mogło zlecać wymaz

Jest to możliwe dzięki coraz szerszej diagnostyce COVID-19. Obecnie na rynku dostępne są trzy rodzaje testów w kierunku rozpoznania choroby. Najważniejszym jest test molekularny, wykonywany metodą RT-PCR, który bada obecność materiału genetycznego koronawirusa w pobranym, zwykle z nosogardzieli, wymazie. Badanie wykonywane jest w specjalnych punktach, a jego wynik znany po kilkunastu lub kilkudziesięciu godzinach od pozyskania materiału.

Równie pomocnym do wykrycia zakażenia jest test antygenowy, który pozwala rozpoznać antygeny, czyli cząstki białka drobnoustroju. Od testu RT-PCR różni się czasem oczekiwania na wynik (jest on krótszy), ale jednocześnie niższą czułością, dlatego wymaz musi być pobrany w odpowiednim momencie trwania infekcji, by wykryć wirusa.

Trzecim typem badania, które zyskuje na popularności, jest test serologiczny – na obecność przeciwciał anty-SARS-CoV-2. Umożliwia on zidentyfikowanie w organizmie przeciwciał, które powstały po kontakcie z wirusem. Co jednak istotne, testy te nie potwierdzają ani nie wykluczają zakażenia koronawirusem. Dodatni wynik może jednak świadczyć o tym, że pacjent przebył infekcję lub właśnie ją przechodzi.

Czułość i swoistość testów w kierunku COVID-19

Mimo iż wyniki testów, bez względu na ich rodzaj, wydają się oczywiste, w rzeczywistości mogą wprowadzać w błąd. Sytuacje te rzadziej dotyczą przypadków otrzymania pozytywnego testu mimo bycia zdrowym, częściej zaś odwrotnych – gdy jesteśmy zakażeni koronawirusem, choć wynik badania jest negatywny. Przyczyn może być wiele – poczynając od jakości testu, przez jakość pracy laboratorium go wykonującego, aż po jakość badanej próbki.

 

 

 

 

– To nowy wirus i wiele testów zostało dopuszczonych do użytku tylko warunkowo – nie posiadają pełnej dokumentacji w zakresie walidacji i kwalifikacji, tj. ich przydatności do oceny klinicznej pacjentów – tłumaczy prof. dr med. Marek Jutel, prezydent Europejskiej Akademii Alergologii i Immunologii Klinicznej (EAACI), Kierownik Katedry i Zakładu Immunologii Klinicznej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.

Ale problemem są nie tylko testy. Równie ważne okazują się procedury panujące w laboratoriach, choćby te dotyczące czystości czy dokładności pracowników. W efekcie wyniki z różnych laboratoriów mogą się od siebie różnić, nawet w przypadku zastosowania tego samego testu i badania tej samej próbki.

Niezależnie od aspektów technicznych, istotne są parametry samych testów, a więc ich czułość i swoistość.

– W przypadku testów na SARS-CoV-2 tzw. molekularnych, oceniających obecność materiału genetycznego wirusa, czułość wynosi od 60 do 80 proc. Oznacza to, że test jest negatywny u 20 – 40 proc. osób zainfekowanych. Testy na obecność antygenów wirusa wykazują 50 proc. czułość, czyli są ujemne u połowy testowanych pacjentów zainfekowanych wirusem. Można zwiększyć czułość testów poprzez inne nastawienie ich parametrów, ale wtedy test staje się mniej swoisty, to znaczy będziemy mieli więcej fałszywie dodatnich wyników i zdiagnozujemy infekcję u pacjentów, którzy jej nie mają. Dlatego w praktyce żaden test nie jest w 100 proc. czuły i swoisty. Konieczny jest kompromis. Z tego względu bardzo istotna jest interpretacja testu przez doświadczonego lekarza, który potwierdzi na podstawie badania pacjenta czy uzyskany wynik jest wiarygodny, czy też nie – wyjaśnia prof. Jutel.

Koronawirus: kiedy wykonać test?

O ile na rodzaj zastosowanego testu i pracę laborantów nie mamy wpływu, o tyle na jakość pobranej próbki pośrednio już tak. Aby zwiększyć prawdopodobieństwo otrzymania wiarygodnego wyniku testu w kierunku obecności koronawirusa, trzeba zgłosić się do badania w odpowiednim czasie. Takie „okno” w przypadku testów „covidowych” nie ma stałej szerokości i jest kwestią indywidualną, zależną od wielu czynników, które badacze z całego świata wciąż analizują.

Naukowcy PAN: sytuacja stała się krytyczna, konieczna zmiana sposobu testowania na obecność SARS-CoV-2

Do tej pory udało się ustalić, że u większości pacjentów pierwsze objawy COVID-19 pojawiają się średnio około piątego dnia od kontaktu z osobą zakażoną. Jednocześnie zainfekowany najskuteczniej zaraża już dwa dni wcześniej (a więc średnio trzy dni po ekspozycji na SARS-COV-2) i dwa dni po wystąpieniu pierwszych symptomów. Potwierdzają to wyniki analiz Amerykańskich Centrów Kontroli i Zapobiegania Chorobom (ang. Centers for Disease Control and Prevention, CDC), wskazujące, że w prawie połowie przypadków COVID-19 wirus przeniósł się zanim osoba zarażona zaobserwowała u siebie pierwsze ob-jawy.

Obserwacje te sugerowałyby, że test w celu rozpoznania zakażenia koronawirusem najlepiej wykonać w pierwszych dniach po kontakcie z osobą zainfekowaną. Tymczasem nie zawsze jest to dobry trop. Naukowcy ze szpitala klinicznego The Johns Hopkins Hospital i ośrodka badań biomedycznych Johns Hopkins School of Medicine w Baltimore (Maryland, USA) przyjrzeli się bliżej pacjentom, którzy mimo zakażenia otrzymali negatywne wyniki testów. Opublikowane w czasopiśmie „Annals of Internal Medicine” rezultaty badań pokazują, jak duży wpływ na wynik testu ma czas jego wykonania.

Prawdopodobieństwo otrzymania negatywnego (niewiarygodnego) testu, wykonanego podczas pierwszych dni po zarażeniu, a jeszcze przed wystąpieniem objawów koronawirusa, oszacowano na 100 proc. Co ciekawe, badanie wykonane w dniu pojawienia się pierwszych symptomów obniżało to prawdopodobieństwo o ponad 60 proc. (wynosiło 38 proc.), a po kolejnych trzech dniach było jeszcze mniejsze – 20 proc. W kolejnych dniach ryzyko otrzymania wyniku fałszywie ujemnego ponownie rosło – z 21 proc. w dziewiątym dniu od ekspozycji na wirusa, do 66 proc. po trzech tygodniach od potencjalnego zarażenia.

Co nam mówią statystyki na temat COVID-19 podawane przez Ministerstwo Zdrowia? [KOMENTARZ]

– Zakładamy, że jeśli do organizmu dostanie się minimalna dla wywołania infekcji ilość wirusów, to jest około stu, kilka zainfekowanych komórek zaczyna produkować wirusa już po 12-24 godzinach. Następnie proces powtarza się w innych zainfekowanych komórkach i od tego momentu można myśleć o wykonaniu testów molekularnych. A zatem nie wcześniej niż około 48-72 godziny od kontaktu z osobą zarażoną – potwierdza prof. dr med. Marek Jutel.

 

Skąd najlepiej pobrać wymaz do testu PCR?

Jeszcze jednym warunkiem uzyskania wiarygodnego wyniku testu w kierunku rozpoznania koronawirusa jest pobranie wymazu z odpowiedniego miejsca. Wirus kumuluje się w różnej ilości w różnych częściach ciała w zależności od etapu infekcji. Standardowo materiał do badań pobiera się z gardła, nosa lub jamy ustnej, ale nie wyczerpuje to możliwości diagnostycznych. Obecność wirusa można zbadać także w oskrzelach (popłuczyny oskrzelowe pozyskiwane są wówczas za pomocą bronchoskopu) i tchawicy, a także w nabłonku układu pokarmowego, ponieważ SARS-COV-2 może być wydalany z organizmu przez nawet ponad dwa tygodnie od zarażenia.

Jak tłumaczy prof. Jutel, czułość metod molekularnych (RT-PCR) zmienia się zarówno w zależności od miejsca pobrania materiału, jak i stadium infekcji.

– W pierwszym tygodniu wynosi około 60 proc. w przypadku wymazu z nosa, 30 proc. z gardła, 50 proc. z kału, 70–75 proc. przy pobraniu plwociny i 93 – 95 proc. z uzyskanych w bronchoskopii popłuczyn oskrzelowo-pęcherzykowych. Jednak już w drugim tygodniu ilość wirusów w nosie i gardle spada, a zwiększa się w płucach. Powoduje to spadek czułości testów wykonanych z wymazów z nosa i gardła, natomiast bardziej wiarygodne są testy wykonane z materiału pobranego z oskrzeli – dodaje.

Powyższe dane mają szczególne znaczenie dla osób bezobjawowych, dla których rozpoznanie odpowiedniego na wykonanie badania czasu może być sporym wyzwaniem. Część rezygnuje wówczas z testowania i po odbyciu kwarantanny chętniej sięga po testy badające przeciwciała przeciw koronawirusowi. Eksperci zgodnie jednak przestrzegają przed wyciąganiem pochopnych wniosków. Taki test może dać wynik negatywny, bo organizm nie znajduje się jeszcze poza tzw. oknem serologicznym, co oznacza, że nie minęło wystarczająco czasu od zakażenia, by organizm wytworzył przeciwciała.

Jak trwała może być odporność na COVID-19? Nowe ustalenia przynoszą ulgę. „Ekscytująca wiadomość”

– Testów na obecność przeciwciał nie należy używać do diagnozowania aktualnej infekcji COVID-19. Nie potwierdzają one trwającej infekcji SARS-CoV-2, ponieważ organizm wytwarza przeciwciała po 2–3 tygodniach od zakażenia. Są one natomiast bardzo przydatne do potwierdzenia, czy pacjent przebył infekcję i do oceny nabytej odporności na wirusa – potwierdza prof. Jutel.

Konieczna jest zatem rozwaga – zarówno przy wyborze czasu, jak i interpretacji wyniku, przy której nieodzowna jest konsultacja z lekarzem. To on ma wiedzę pozwalającą określić, czy wynik badania w kierunku rozpoznania COVID-19 jest wiarygodny i – w przypadku jakichkolwiek wątpliwości – odradzić traktowanie negatywnego wyniku jako podstawy do rezygnacji ze środków ostrożności, mających na celu zapobieżenie dalszemu zarażaniu.

Bookmark the permalink.

Comments are closed.