Zimą możemy być bardziej podatni na infekcję koronawirusem. Sprzyja im chłód i suche powietrze.
Choć eksperci twierdzą, że kluczowym czynnikiem ograniczającym transmisję koronawirusa są niezmiennie – dystans społeczny, maseczki oraz mycie rąk, zaczynają się zastanawiać, jak wpłyną na nią chłody. Dyrektor regionalny WHO na Europę, dr Hans Kluge, już przestrzegł kraje leżące na północy kontynentu przed trudną zimą, która może przynieść więcej ciężkich przypadków COVID-19 i wyższy współczynnik zgonów.
Chłodna i sucha zima typowa dla klimatu umiarkowanego sprzyja transmisji SARS-CoV-2.
Brak słońca obniża poziom witaminy D w naszym organizmie, osłabiając układ odpornościowy.
Jeśli COVID-19 stanie się chorobą sezonową, liczba przypadków będzie się wahać, w zależności od pory roku – przewidują naukowcy.
O wpływie klimatu na transmisję koronawirusa będzie można coś powiedzieć po roku od rozpoczęcia się pandemii – twierdzi Stephen Kessler z Harvardu.
Pora roku a koronawirus.
Zdaniem dr Leany Wen, analityczki ds. medycyny z CNN, transmisja koronawirusa będzie teraz większa, bo podobnie zachowują się inne znane nam koronawirusy. Zimą gromadzimy się w zamkniętych, często słabo wentylowanych, przestrzeniach, a transmisja jest tam 19 razy silniejsza.
– Większość zakażeń wynika z przebywania z osobą zainfekowaną w jednym pomieszczeniu, a nie w otwartej przestrzeni – mówi Mike Weed z Canterbury Christ Church University.
Naukowiec przeanalizował 25 tys. przypadków zakażeń SARS-CoV-2. Okazało się, że tylko 6 proc. z nich wiązało się z aktywnością na świeżym powietrzu.
Jak klimat może wpłynąć na infekcje koronawirusem?
Wiele chorób, w tym grypa, ma charakter sezonowy, a gwałtowny przyrost przypadków infekcji, obserwujemy, gdy robi się chłodno i sucho.
– Powszechnie wiadomo, że wiele wirusów układu oddechowego pojawia się sezonowo – mówi profesor Akiko Iwasaki, immunolog z Uniwersytecie Yale. – Dlatego nie zdziwiłabym się, gdyby w miesiącach zimowych transmisja koronawirusa wzrosła.
Istnieją trzy główne powody, dla których naukowcy uważają, że warunki pogodowe mają wpływ na infekcje koronawirusem.
– Zarówno wirus, jak i nasze organizmy nie lubią określonych pór roku – mówi Ben Zaitchik, profesor nadzwyczajny nauk o Ziemi i planetach na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa.
SARS-CoV-2 lepiej przeżywa w chłodnych i suchych warunkach, typowych dla zim w klimacie umiarkowanym. Niska wilgotność sprzyja też parowaniu kropelek zawierających wirusy, które zmieniają się aerozol, a ten z kolei dłużej pozostaje w powietrzu, zwiększając ryzyko transmisji. Dodatkowo zimno zmusza nas do dłuższego przebywania w pomieszczeniach, co także zwiększa transmisję.
– Im dłużej pozostajemy w jednym pomieszczeniu, tym większe jest prawdopodobieństwo, że zostaniemy zakażeni – tłumaczy profesor John Lynch, specjalista chorób zakaźnych na Uniwersytecie Waszyngtońskim. – Transmisja następuje głównie w domach i miejscach pracy, gdzie ludzie nie mają możliwości dystansowania się.
Zimą nasze organizmy gorzej radzą sobie ze zwalczaniem infekcji wirusowych. Brak słońca obniża poziom witaminy D i osłabia układ odpornościowy. Pojawiają się już badania wskazujące na związek pomiędzy niskim poziomem witaminy D a COVID-19.
– Zimne i suche powietrze może uszkadzać komórki, które usuwają cząstki wirusów z naszych dróg oddechowych. Jeśli organizm nie jest w stanie się ich pozbyć, mniej cząstek wirusa może wywołać chorobę, a ta będzie mieć prawdopodobnie cięższy przebieg – mówi prof. Iwasaki.
Iwasaki zaleca używanie nawilżaczy powietrza w domach i biurach. Pomocne będą też maseczki. Oprócz ograniczenia transmisji wirusa „maseczka ogrzeje nos i nawilży drogi oddechowe”.
Kwietniowe badanie opublikowane w „The Lancet”, wykazało, że wirus radził sobie gorzej w wyższych temperaturach. We wrześniu naukowcy z Uniwersytetu w Nikozji na Cyprze przyjrzeli się wpływowi temperatury, wilgotności i wiatru na COVID-19 i odkryli, że kropelki śliny skażone wirusem parują szybciej w wysokich temperaturach. Badanie wykazało również, że niska wilgotność powodowała szybsze parowanie.
Czy COVID-19 stanie się chorobą sezonową?
Choć niektóre badania łączyły zimną i suchą pogodę ze zwiększeniem się liczby zakażeń koronawirusem, naukowcy uważają, że na początkowym etapie pandemii pogoda nie jest najistotniejszym czynnikiem, ponieważ wszyscy są podatni na nowego wirusa.
– Dopóki populacja nie uzyska odporności, transmisja wirusa jest wysoka, niezależnie od warunków klimatycznych, dlatego latem, które jest mniej przyjazne dla wirusów, nie udało się zdusić pandemii – twierdzi prof. Rachel E. Baker z Princeton. – Ale na obszarach, gdzie liczba zachorowań spadła tylko nieznacznie, mroźna i sucha zima może stać się wystarczającym impulsem do wywołania kolejnej fali epidemii – dodaje prof. Baker
Ponieważ coraz więcej osób po przezwyciężeniu infekcji rozwija odporność, a dodatkowo rysuje się nadzieja na opracowanie skutecznej szczepionki, COVID-19 może stać się chorobą sezonową. Zdaniem naukowców liczba przypadków będzie się wtedy wahać, w zależności od pory roku.
Badania prof. Baker, które koncentrowały się na Nowym Jorku, wykazały, że poziom odporności, jaką ludzie zyskują po wyzdrowieniu z COVID-19, będzie miał znaczenie dla transmisji wirusa zimą, szczególnie na obszarach, gdzie liczba przypadków była wysoka wiosną.
– Im więcej osób z danej populacji miało kontakt z wirusem, tym większa jest odporność – mówi prof. Baker. – Wraz ze wzrostem odporności uwidoczni się sezonowy charakter infekcji.
Jednocześnie dysponujemy już badaniami wskazującymi, że wirus skutecznie rozprzestrzenia się zarówno w klimacie monsunowym w Indiach, jak i podczas surowej i mroźnej zimy w Wuhan. Grupa naukowców z Bostońskiego Szpitala Dziecięcego stwierdziła, że wysoką transmisję i szybki wzrost zachorowań obserwowano w szerokim zakresie temperatur i wilgotności, od zimnych i suchych prowincji Chin, takich jak Jilin i Heilongjiang, po tropiki, takie jak Guangxi i Tajwan.
Badanie wykazało, że największe znaczenie dla spowolnienia tempa transmisji miały interwencje niefarmaceutyczne. Innymi słowy, nośmy maseczki i ograniczajmy spotkania w zamkniętych pomieszczeniach.
– O wpływie klimatu na szybkość transmisji wirusa będziemy mogli coś powiedzieć dopiero po roku od rozpoczęcia się pandemii – twierdzi Stephen Kessler, stypendysta na wydziale immunologii i chorób zakaźnych Harvardu. – Natomiast sezonowy szczyt zakażeń na półkuli północnej przewidujemy na grudzień lub styczeń – dodał.