Nowy koronawirus, który pojawił się w Chinach, dociera do kolejnych państw Europy. Jest już coraz bliżej Polski. Z jakim zagrożeniem powinniśmy się liczyć? Zapytaliśmy o to prof. Roberta Flisiaka, prezesa Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych.
- Im dłużej trwa epidemia, tym więcej pojawia się pytań o możliwe scenariusze jej rozwoju. Prof. Flisiak w rozmowie z Medonetem potwierdza, że infekcja może pojawić się u 40–70 proc. ludzi
- – Nie wiadomo, ilu naprawdę jest zakażonych. Dane są zaniżone – to oczywiste – mówi ekspert
- Epidemiolog wyjaśnia też, dlaczego właśnie we Włoszech mogło powstać ognisko COVID-19
Aleksandra Lipiec, Medonet.pl: Zdaniem wielu naukowców, np. prof. Marca Lipsitcha z Harvardu, epidemia koronawirusa jest nie do opanowania. Zakazi się nim od 40 do 70 procent ludzi. Czy to możliwy scenariusz?
Prof. Robert Flisiak: Scenariusz jest możliwy, bo taki zdarza się w przypadku grypy. Tylko w Polsce w ubiegłym roku zachorowało na grypę znacznie więcej ludzi niż wynosi liczba wszystkich zakażonych koronawirusem na świecie. Nawet jeśli będzie wysoki odsetek zakażonych, to niewiele z tego wynika, bo większość osób przechoruje to tak jak grypę. Z obserwacji klinicznych docierają sygnały, że przebieg zakażenia COVID-19 jest zazwyczaj nawet łagodniejszy niż w przypadku grypy. Świadczy o tym już samo to, że nie ma objawów nieżytowych (kataru).
Jakie jest prawdopodobieństwo, że koronawirus SARS-CoV-2 już z nami zostanie i od czasu do czasu będzie wywoływał infekcje, nawet jeśli teraz uda się zwalczyć epidemię?
Szczep, który jeszcze niedawno wywołał panikę pod hasłem „świńska grypa” wciąż normalnie funkcjonuje w środowisku. W tym przypadku prawdopodobnie zdarzy się tak samo. Społeczeństwo nabierze odporności, bo te osoby, które przeszły zakażenie, będą na nie odporne.
Dotarcie koronawirusa do Polski jest nieuniknione?
Koronawirus może nawet już u nas jest. Przecież przebadaliśmy tylko około 100 osób. Każdego dnia kilkadziesiąt tysięcy ludzi ma objawy infekcji górnych dróg oddechowych. Ilu jest zakażonych przez COVID-19, tego nikt nie wie.
Czyli dane o liczbie zachorowań nie są wiarygodne?
Na pewno są zaniżone – to oczywista sprawa. Epidemiologicznym poligonem doświadczalnym jest statek Diamond Princess, gdzie śmiertelność plasuje się na poziomie 0,5 proc. Dane dotyczące pasażerów statku są najdokładniejsze, bo przebadano tam wszystkich. W Chinach wszystkich nie zbadano na pewno. Nie wiemy, ile osób miało skąpoobjawowy albo bezobjawowy przebieg zakażenia.
Nowy koronawirus rozprzestrzenia się szybciej niż inne wirusy?
Rozprzestrzenia się szybko – to wiemy, bo bacznie go obserwujemy. Ale tempo jest takie samo jak w przypadku każdego innego wirusa przenoszonego drogą kropelkową.
Czym może być spowodowany nagły skok zachorowań we Włoszech?
Jeśli chodzi o powstanie ogniska zakażenia we Włoszech, sprzyjające okazały się warunki klimatyczne – temperatura oscylująca wokół 0 stopni, duża wilgotność powietrza. W takich warunkach rozprzestrzeniają się wszystkie choroby przenoszone drogą kropelkową, w tym zakażenia grypopodobne.
Dynamika zakażeń w Europie rośnie, ale w Chinach maleje. Czy to, że coraz mniej osób zakaża się koronawirusem w pierwotnym ognisku choroby, jest dobrym znakiem?
To normalny przebieg każdej epidemii. Gdyby Chińczycy nie podjęli działań ograniczających rozprzestrzenianie się zakażenia, krzywa byłaby bardziej rozciągnięta w czasie, ale takie działania podjęli wcześnie, więc krzywa jest zwarta. Dlatego widzimy, że z dnia na dzień liczba nowych zakażeń spada.
Zamykanie miast, odwoływanie imprez masowych i izolacja pacjentów to rozwiązania, które powinno podjąć każde państwo, w którym dojdzie do epidemii koronawirusa?
Takie działania powodują ograniczenie rozprzestrzeniania się zakażenia i skracają czas trwania epidemii, który wpływa na gospodarkę. Są jak najbardziej pożądane zarówno ze względów zdrowotnych, jak i ekonomicznych. Im mniej osób będzie zakażonych, tym mniejszej liczby ludzi będzie dotyczyło zagrożenie poważnymi następstwami infekcji. Ale ten odsetek jest praktycznie taki sam jak w przypadku grypy. Tak naprawdę ci, którzy umierają, umierają na występujące u nich choroby zasadnicze, np. przewlekłe choroby układu krążenia i układu oddechowego, choroby metaboliczne, takie jak cukrzyca. U tych osób każda infekcja może stanowić zagrożenie życia – czy to jest koronawirus, czy to jest wirus grypy, wszystko jedno.
Jak wygląda postępowanie w przypadku, gdy pojawi się podejrzenie zakażenia koronawirusem. Kiedy konieczna jest kwarantanna?
Osoby, które przyjeżdżają z Chin czy z Włoch są poddawane obserwacji klinicznej i badaniom lekarskim. Zaleca się im ograniczenie przemieszczania się. Nie jest to jeszcze pełna kwarantanna, która polega na całkowitej izolacji od zdrowego społeczeństwa. W tej chwili nie mamy żadnego przypadku zachorowania. Dopiero kiedy taki przypadek zostanie zidentyfikowany, ci, którzy mieli kontakt z osobą zakażoną, zostaną poddani kwarantannie. Jeżeli ktoś przejdzie kwarantannę, to znaczy, że w ogóle nie był zakażony, bo przez 14 dni nie wykryto u niego cech choroby. Kwarantanna może przebiegać w warunkach domowych i to powinno dotyczyć zdecydowanej większości osób.
Inną kwestią jest kwarantanna personelu opieki medycznej, bo to są osoby, które mają wysoką ekspozycję na kontakt z osobami zakażonymi. Personel powinien być odizolowany w stopniu, który umożliwia zapobieżenie rozprzestrzeniania się choroby. Powinien używać zabezpieczenia mechanicznego w postaci maseczek.