Dlaczego koronawirus atakuje falami i jak im zapobiec?
W Polsce mamy już trzecią falę koronawirusa – mówi minister Niedzielski. W USA eksperci już obawiają się czwartej. Ile jeszcze fal zachorowań na COVID-19 może nas czekać? – Tego nie wiemy, możemy jednak oszacować, jak długo jeszcze potrwa pandemia – mówi dla Medonetu wirusolog, dr hab. Tomasz Dzieciątkowski. Jego prognozy, również na najbliższe miesiące, nie są optymistyczne.
Jak zapobiec falom COVID-19 i jak długo jeszcze potrwa pandemia?
Dr Dzieciątkowski: – Jako społeczeństwo musimy wreszcie zacząć myśleć i pamiętać o przestrzeganiu metod niefarmakologicznych: trzymać dystans społeczny, dbać o higienę rąk, prawidłowo zasłaniać nos i usta – maseczkami
Wirusolog: jest bardzo prawdopodobne, że w związku z nowymi wariantami SARS-CoV-2 o podwyższonej zakaźności, w marcu – kwietniu możemy spodziewać się wzrostu zachorowań
Wiosną eksperci starali się przewidzieć rozwój pandemii koronawirusa. Zastanawiano się, czy będą cykliczne wzrosty i spadki przypadków zakażeń (czyli właśnie tzw. fale), podobnie jak miało to miejsce w przypadku innych wirusowych pandemii. Za najbardziej prawdopodobne uznawano wtedy, że wraz z nadejściem lata SARS-CoV-2 wycofa się, a druga fala zachorowań nadejdzie wraz ze zmianą pogody, czyli jesienią.
Scenariusz ten częściowo oparto również na przebiegu pandemii grypy hiszpańskiej, która atakowała w trzech falach. Pierwsza zalała świat wczesną wiosną 1918 r. Wirus był wysoce zaraźliwy, ale przebieg choroby raczej łagodny. Druga fala grypy zaczęła się w sierpniu, odznaczając się wysoką śmiertelnością, głównie z powodu pojawiającego się dodatkowo odoskrzelowego zapalenia płuc. Trzeci wzrost zakażeń miał miejsce wiosną 1919 r. – tym razem śmiertelnych ofiar było mniej niż podczas drugiej fali. W sumie na całym świecie na hiszpankę zachorowało blisko 500 mln osób.
Wracając do przewidywań naukowców z początku pandemii, z biegiem czasu okazało się, że zakładana sezonowość koronawirusa w praktyce się nie sprawdziła. – Ewidentnie SARS-CoV-2 nie wykazuje sezonowości zachorowań. Obserwowaliśmy je i w miesiącach ciepłych, i kiedy było zimno – zaznacza wirusolog, dr Tomasz Dzieciątkowski. Mimo to statystyki wyraźnie pokazują, że wzrost zakażeń następuje falowo.
Dlaczego koronawirus atakuje falami? Odpowiedź jest jasna.
– Absolutnie my już trzecią falę mamy. To nie jest jakieś zjawisko, które nas czeka w przyszłości. My już mamy trzecią falę. Pytanie jest, nie „czy”, tylko „jakiej skali” ona będzie – przyznał 19 lutego minister zdrowia Adam Niedzielski. W Stanach Zjednoczonych modele prognozujące rozwój COVID-19 przewidują wręcz potencjalną czwartą falę.
Skoro COVID-19 nie jest chorobą sezonową, skąd biorą się wzrosty zachorowań? Dla naukowców odpowiedź jest jasna. – Głównym czynnikiem jest ludzkie zachowanie – podkreśla prof. Lisa Lockerd Maragakis, dyrektor ds. zapobiegania infekcjom z Johns Hopkins Medicine.
– Wystarczy popatrzeć na ludzkie postępowanie, nie tylko w Polsce – mówi Tomasz Dzieciątkowski. – Jeżeli luzowane są restrykcje, ludzie zaczynają sobie folgować, zapominają o bezpieczeństwie – w konsekwencji dochodzi do wzrostu zakażeń. Gdy sytuacja jest już bardzo zła, ponownie wprowadza się obostrzenia, zamyka poszczególne branże, szkoły itd. W efekcie tempo zakażeń zostaje zahamowane. Gdy sytuacje wydaje się stabilna, znów zaczyna się otwieranie – i cały cykl powtarza się od nowa.
Sytuację taką dobrze odzwierciedla komentarz wirusolog z Uniwersytetu Rockefellera w Nowym Jorku. Prof. Theodora Hatziioannou mówi: – To tak, jakbyśmy starali się pomóc wirusowi, zamiast go powstrzymywać – mówiła, komentując złagodzenie ograniczeń dotyczących miejsc w restauracjach wprowadzonych na walentynki w stanach Nowy Jork i Massachusetts.
Tymczasem związek między zachowywaniem środków ostrożności a przypadkami COVID-19 jest jasny. – Na obszarach, gdzie mniej osób przestrzega zasad reżimu sanitarnego, a więcej gromadzi się w pomieszczeniach, aby zjeść posiłek, wziąć udział w praktykach religijnych czy wydarzeniu towarzyskim – wzrosty zachorowań są na porządku dziennym – mówi prof. Maragakis. Naukowiec zaznacza, że wzrost liczby przypadków COVID-19 lub hospitalizacji nie będzie widoczny tydzień, czy nawet dwa po poluzowaniu obostrzeń. W jej opinii może minąć od sześciu do ośmiu tygodni, zanim skutki zmian naszego zachowania będą widoczne w danych na poziomie populacji.
Jak zapobiec falom COVID-19 i jak długo jeszcze potrwa pandemia?
Pytania te zadaliśmy dr. Tomaszowi Dzieciątkowskiemu. Jego odpowiedź jest bardzo konkretna. – Przede wszystkim jako społeczeństwo musimy wreszcie zacząć myśleć i pamiętać o przestrzeganiu metod niefarmakologicznych – trzymać dystans społeczny, dbać o higienę rąk, prawidłowo zasłaniać nos i usta – nie przyłbicami, półprzyłbicami czy szalikami, ale maseczkami i to najlepiej chirurgicznymi lub z filtrem – mówi wprost.
W opinii wirusologa „największy kamień, wręcz głaz” do pandemicznego ogródka wrzucił sam rząd. – Jedną z najważniejszych rzeczy w dobie pandemii jest pilnowanie, by te wszystkie ogłoszone wytyczne były przestrzegane. W przeciwnym razie osoba taka powinna otrzymać nie pouczenie – jak obecnie, tylko mandat. Przecież o zasadach bezpieczeństwa podczas pandemii i ich znaczeniu wiemy już niemal od roku – podkreśla naukowiec.
Oczywiście w powstrzymaniu fal pomóc może również masowe szczepienie. – Niestety przy obecnym tempie szczepień, trudno sobie wyobrazić, żeby w ciągu pół roku wyszczepić znaczący odsetek społeczeństwa – ocenia.
Jaka czeka nas przyszłość w związku z pandemią? Najbliższe prognozy nie są optymistyczne. – Jest bardzo prawdopodobne, że w związku z nowymi wariantami SARS-CoV-2 o podwyższonej zakaźności, w marcu – kwietniu możemy spodziewać się wzrostu zachorowań – przestrzega wirusolog, dodając: – Mówi się, że te warianty te są w 60-70 proc. bardziej zakaźne niż „oryginalny” koronawirus, teoretycznie więc o tyle może być więcej zakażeń, to jednak tylko szacunki i to bardzo orientacyjne.
Ile jeszcze fal zachorowań na COVID-19 może nas czekać? – Tego nie wiemy, możemy jednak oszacować, jak długo jeszcze potrwa pandemia – mówi Tomasz Dzieciątkowski. – Moim zdaniem będzie to jeszcze co najmniej rok. W najgorszym wypadku, półtora do dwóch lat. Zazwyczaj większość pandemii mijała samoistnie po trzech latach. Bardzo chciałbym jednak, żeby ta została opanowana szybciej. To jednak w ogromnej mierze zależy od nas samych, od naszego postępowania.